Moje 100 % zleceń to zlecenia zamknięte, oparte na jednorazowej potrzebie klienta uzupełnienia czegoś tam treścią. Dlatego też, jako copywriter, postanowiłem znaleźć stałego partnera. Przez dwa dni (DWA DNI — tylko) naraziłem LinkedIna na przegrzanie serwerów. Zaproszenia, a potem krótka propozycja współpracy na linii freelancer — agencja. W poniedziałek zacząłem, we wtorek już poważna rozmowa. W środę zlecenie. Dostałem szału radości.
I można by na tym skończyć. Bo potem zaczął się problem. Bo to nie było jedno zlecenie, tylko nawał. Zlecenia, które mam w grafiku na bok. Tylko docieranie się przez cały dzień stylem i priorytetami w treści. Szczerze nie dawałem rady. Nic nie szło. Paraliż palców. Wieczorem wysłałem ostatnie dwie propozycje na wiele nie licząc.
Moje przemyślenia są takie. Nowa branża i mega krótki czas na oddawanie tekstów. Nowa branża to dla mnie zawsze plus. Oferta i portfolio się poszerza. Ale na wdrożenie się w nowy asortyment potrzeba czasu. Zleceniodawca to doceniał. Mój trop był niezły. Ale… po całym dniu żmudnego wdrażania się w specyfikę branży trochę się poddałem. Zero akceptów. Liczyły się detale a chodziło o to, żebym ja je wyłapał. Jak to się skończy nie wiem ale szczerze powiem nie byłem na to przygotowany.
Jednym słowem współpraca z agencją wymaga czegoś super. Czekanie w startach i jak tylko pojawi się mail bieg na setkę. Nie ma czasu na poprawki. Jest źle twoja strata. Osobiście będę celował we współpracę copywriter — agencja. Chcę tego, bo ponad trudnościami, jakie to za sobą niesie są niewątpliwie zalety. Stałe zlecenia, dobre stawki, no i sporo zleceń. Choć nie wiem, co z tego wyjdzie ale ostatecznie będzie z czego wyciągać wnioski.
One thought on “Tak dalej być nie może – albo fifty albo fifty”