Uwielbiam sformułowanie „zacznę od początku”. Zatem zaczynam… Chęć pisania w zasadzie towarzyszyła od lat dziecięcych. Wprawdzie nie wykazywałem się wielkim talentem, to zdarzały się tzw. momenty. Dodam, momenty magiczne, które doprowadzały mnie do szału. Uczniem byłem przeciętnym, więc jak napisałem coś od serca, przyszła do mnie wena i wlała do głowy natchnienie to nauczyciele nie dawali wiary. Byłem najzwyczajniej w świecie posądzany o kradzież tekstów napisanych przez starszych porządnych uczniów. Dowodów brakowało i dostawałem ocenę niższą od adekwatnej. Za podejrzenia.
Pominę dalsze nudne perypetie podobne do tych, które ma każdy z nas. Jakaś tam praca i proza życia. Ale w pewnym momencie postawiłem na e-commerce i copywriting. Trochę szczęścia i decyzja, że od 2011 r. będę się tego uczył na tyle ile się da. Konferencje e-commercowe (shopcampy, szkolenia od Krzysztofa Bartnika, roadshowy, e-commerce trends czy targi e-commerce i e-handlu), literatura, fora, magazyny branżowe. Codzienność. I to mi się podobało.
Ale praca często zmierza ku finałowi. I tak stało się, że zostałem bez niej. Przestałem wierzyć w projekt. Zaczęło się intensywne szukanie. Bezowocne (często bezrozumne rozmowy kwalifikacyjne) spełzały kolejno na niczym. Skarbonka pod tytułem oszczędności nie jest bez dna. Postanowiłem coś robić. Powiedziałem sobie, że nie będę siedział z założonymi rękami i rozczulał się nad tym jak to nie mogę tej pracy znaleźć. ZOSTAŁEM Copywriterem — FREELANCEREM!
Tak, tak freelancerem-copywriterem. To nie był pomysł, który powstał z chęci robienia właśnie tego. To jakiś taki tandem dwóch wypadkowych. Po pierwsze nie miałem wyboru, po drugie zawsze chciałem pisać. Bo lubię. Choć często w bólach, ale zawsze daje to satysfakcję. To trwa od dwóch miesięcy. Najpierw strona, od 21 do 07 (moje urodziny) blog. Kontakty odświeżone na LinkedInie, Facebooku, mailowo, etc. Pojawiły się pierwsze zlecenia. Pracy nie znalazłem, sam sobie pracę zorganizowałem. Daj Boże szczęście 🙂